czwartek, 30 stycznia 2014

Opowiadanie cz.2

Szef zatarł ręce.
-Kate, sprawdź czy ta pokraka - Wskazał na leżącego mutanta i zawiesił efektownie głos. -jeszcze żyje.
Pochyliłam się nad żółwiem i sprawdziłam tętno. Było słabe ale wyczuwalne.

-Żyje - oświadczyłam krótko.

Przywódca skrzywił się z udanym niezadowoleniem.

-Ale - odwrócił się do żółwia w niebieskiej bandanie - to może się zmienić w każdej chwili. Pogódź się z tym. Wygraliśmy. Masz jeszcze szansę ocalić swych braci, jeśli tylko oddasz mi teraz kamień to puścimy ich wolno. Jeśli nie... cóż... mamy jeszcze parę sposobów aby zadać ból...

Mutant zagryzł mocno wargę. Musi teraz wybrać. Chwila niepokojącego milczenia....

-Wygrałeś - Odezwał się zrezygnowanym głosem.- Uwolnij ich.

-Najpierw klejnot.

Żółw postąpił dwa kroki do przodu i położył kamień na wyciągniętej ręce Szefa.

-Dobrze - Zachichotał - Silietta, Rhwelt puśćcie ich. A ty Wright zaczekaj chwileczkę.

Nie cierpię kiedy mówi takim tonem. To zawsze oznacza że udało mu się kogoś okłamać.
CDN.




Opowiadanie cz.1

-Trzy,dwa,...jeden,...już!

Na sygnał Szefa zeskoczyliśmy z rur. Rhwelt rzucił granaty dymne, a każdy z nas podbiegł do jednego mutanta. Przytrzymałam swojego mocno i odciągnęłam go na skraj platformy. Chwytając za jego maskę odciągnęłam mu głowę do tyłu, jednocześnie przykładając mu sztylet do gardła.

-A teraz - odezwał się cicho Szef - oddaj kamień a twoim towarzyszom nic sssię nie sssstanie.

Niemalże wysyczał dwa ostatnie słowa. Zmutowany żółw w niebieskiej bandanie milczał.

-Wright pokaż naszemu gościowi że nie żartujmy.

Przycisnęłam mocniej nóż do gardła trzymanego przeze mnie mutanta. Ostrze przebiło skórę, a po jego szyi spłynęła mała kropla krwi. Żółw szarpnął się w moim uścisku. Szef oblizał nerwowo wargi i z uśmiechem skinął głową. Mam kontynuować. Zmieniłam chwyt. Schowałam nóż i jedną ręką przytrzymując mu nadgarstki, drugą nacisnęłam jeden z Punktów Bólu na jego szyi. Mutant napiął wszystkie mięśnie i przygryzł mocno wargę. Próbował zatrzymać ciągle narastający ból. Znów szarpnął się mając najwyraźniej nadzieję że mnie zaskoczy, ale ja trzymałam go w żelaznym uścisku. Spojrzałam dyskretnie na żółwia stojącego na środku. W jego oczach widniał ból i niepewność. Niedługo się złamie i odda Łowcom klejnot. Nie chce żeby jego brat cierpiał. Szef kiwnął głową po raz drugi. Przez sekundę zastanawiałam się czy warto. Potem nacisnęłam mocniej. Zakładnik wbił sobie mocno paznokcie w dłoń żeby nie krzyknąć. W oczach zbierały mu się powoli łzy. Całe jego ciało drżało.

-Myślę że ten ma już dossssyć.

Puściłam mutanta który upadł z głuchym łomotem na podłogę. Zaraz próbował wstać ale mocnym kopniakiem posłałam go z powrotem na posadzkę. Tym razem leżał spokojnie i tylko jego nieregularny,chrapliwy oddech zdradzał że był przed chwilą torturowany.
CDN.