niedziela, 16 marca 2014

Opowiadanie cz.6

Jechaliśmy już dwie godziny. Do miejsca spotkania ze Skorumpowanymi została niecała godzina. Poczułam szarpnięcie liną przywiązaną do siodła. Nawet nie odwracając się wykręciłam rękę z pilotem do tyłu i wysłałam impuls. Po chwili mutant znów pociągnął za linę. Odwróciłam się w siodle wystawiając dłoń z pilotem.
-Krwawisz. - powiedział zanim zdążyłam cokolwiek zrobić. Zmarszczyłam brwi. Rzeczywiście plama krwi na moim łokciu szybko się powiększała. Zamyśliłam się. Każda stracona minuta działa na moją niekorzyść, jestem coraz mniej wiarygodna. Tylko że jeśli się wykrwawię w ogóle nie dotrę na miejsce spotkania. Nacisnęłam guzik na pilocie.
-Ała! Za co?!
-Dobrze wiesz za co. - odparłam chłodno.
Ściągnęłam płaszcz i położyłam go za sobą w siodle. Prowizorycznie opatrzyłam sobie rękę. Zostało 30 minut. "Więc cóż? Przyśpieszamy." pomyślałam z perfidnym uśmieszkiem. Wciągnęłam na siebie z powrotem okrycie. Uderzyłam delikatnie piętami w boki konia który momentalnie przyspieszył zmuszając mutanta do biegu. Czułam na plecach jego morderczy wzrok. Śmiejąc się z niego w duchu nie zauważyłam że Nokturn ciągle przyspiesza. Już po piętnastu minutach mój więzień zaczął ciężko dyszeć, nie nadążając za nami. Spojrzałam przez ramię akurat wtedy kiedy się potknął i przewrócił. Zatrzymałam konia.
-No dalej, wstawaj! - ponagliłam go. Popatrzył się na mnie spode łba ale wstał zaciskając zęby z wysiłku. Najwyraźniej postanowił że nie da mi tej satysfakcji. Stał niepewnie, na drżących nogach. W takim stanie nie może już tak szybko biec. Westchnęłam cicho.
-Wskakuj.
Pokręcił głową.
-Nie bądź taki dumny bo to Cię kiedyś zgubi. A ja następnym razem się nie zatrzymam.
Wahał się jeszcze przez chwilę ale ostatecznie usiadł za mną w siodle. Odczepiłam linę od siodła, zostawiając więzy na jego rękach. 
-Trzymaj się - poleciłam
-Niby czego? - burknął. Chyba ma do siebie żal. Jest straszliwie wyczulony na punkcie własnej woli.
-Jak to "czego"? Mnie.
-O nie, nie ma mowy żebym...
Spięłam konia. Skoczył do przodu i popędził galopem, a żółw żeby nie spaść musiał się chwycić mojego płaszcza. Mruczał coś gniewnie pod nosem. Zobaczyłam już polanę na której ma zostać przekazany Skorumpowanym. Potem Nokturn zostanie zmieniony w Nighta i polecimy na następne miejsce spotkania. Wtedy odbiorę mutanta z powrotem. Oni mają go tylko bezpiecznie przeprowadzić przez miasto.
Na miejscu zaczęły się pojawiać ciemne sylwetki na koniach wychodzące z lasu. Nagle nad naszymi głowami świsnęła rozpędzona strzała...

Cdn.

niedziela, 23 lutego 2014

Opowiadanie cz.5

Żółw chyba pierwszy raz podróżował świstoklikiem bo był lekko oszołomiony.
Schowałam wypalony świstoklik do kieszeni i wyciągnęłam stamtąd mały, srebrny gwizdek ozdobiony czerwonymi i żółtymi kamieniami. Dmuchnęłam w niego,a gwizdek wydał przenikliwy, wibrujący dźwięk. Po chwili z lasu po naszej lewej stronie wybiegł truchtem mój koń. Dobiegł do mnie i zaczął czule trącać mnie pyskiem. Pogłaskałam go delikatnie i pociągnęłam wodze każąc mu się odwrócić do mnie bokiem. Wyjęłam z juków linę, którą położyłam na ziemi i zaczęłam zaciskać popręgi na brzuchu konia. Rana przy łokciu dała o sobie znać. Po skończeniu tej czynności podniosłam sznur i jeden koniec przywiązałam do metalowego kółka przyczepionego do siodła a drugim przewiązałam pęta mutanta. Ponownie sięgnęłam do torby i wyciągnęłam metalowy, podłużny przedmiot z jednym spłaszczonym końcem, a drugim zaokrąglonym. Przyłożyłam płaską część do ramienia żółwia i nacisnęłam drugi koniec. Błysnęło delikatnie i na ramieniu Leonarda pojawił się mały znak przedstawiający miecz wbijający się w czaszkę. Tak bractwo oznaczało czyjąś przynależność do siebie. Wspięłam się na siodło i obróciłam się w nim bokiem żeby widzieć mojego więźnia który powoli odzyskiwał świadomość. Rozejrzał się, mrugając oczami jakby nie dowierzał w to co widzi. Wstał i popatrzył na linę którą teraz był przywiązany do siodła. Szarpnął za nią delikatnie. Już próbuje? Zadziwiające. Uniosłam do góry pilota i nacisnęłam czarny guzik. Przez ciało żółwia od strony znaku przebiegł impuls elektryczny. Nie był na tyle mocny żeby stracił przytomność, ale wystarczający żeby odczuł ból. Nie spodziewając się tego krzyknął zaskoczony.

-Bolało? - spytałam się cicho.

Nie odpowiadał. Znów nacisnęłam guzik. Kolejny impuls.

-Pytam czy bolało. - powtórzyłam chłodno.

Kiwnął powoli głową.

-Więc uprzedzam Cię że jeśli w jakikolwiek sposób spróbujesz ucieczki poczujesz dokładnie coś takiego.

Im będziesz bliżej tym impuls będzie mocniejszy... - przerwałam na chwilę.

-...możesz nie wierzyć ale mi też się to niezbyt podoba. - dokończyłam ciszej.

Mruknął coś pod nosem co brzmiało jak "akurat".
Uśmiechnęłam się ponuro. To będzie ciekawa podróż.

Cdn.

wtorek, 18 lutego 2014

Opowiadanie cz.4

Zaatakowali.
Ale zanim jeszcze zdążyli dobiec do pierwszego człowieka z bandy, okręciłam się i klękając na jedno kolano, chwyciłam ponownie żółwia leżącego przy mnie jednocześnie przystawiając mu nóż do gardła.

-Tylko się zbliżcie, a on zginie! - warknęłam.

W jednej sekundzie znieruchomieli i odsunęli się do tyłu. Został tylko ich przywódca.
Szef spoglądał przez chwilę zdumiony, to na mnie, to na mutanta w niebieskiej bandanie. Patrzyłam zimno w oczy żółwia. Wie że nie żartuję, i zrobię to co mówię, nawet się nie wahając. Po chwili odezwał się :

-Weź mnie.

Zmarszczyłam brwi. On chyba nie wie co robi. Powtórzył z większym naciskiem :

-Weź mnie zamiast niego.

Szef w jednej chwili otrząsnął się ze zdziwienia. Na jego twarzy ponownie pojawił się chytry uśmiech.

-Dobrze, świetnie! Kate?

Kiwnęłam palcem na Silia. Podszedł do mnie i przejął z moich rąk żółwia. Wyciągnął swój sztylet, nie przystawiając go do krtani więźnia, jednak cały czas trzymając go w gotowości do śmiertelnego ciosu.

-Oddaj mi swoją broń.

Zwróciłam się do mutanta stojącego na środku. Odpiął ze swojej skorupy dwie katany, i rzucił je do mnie. Złapałam obie jedną ręką. Żółw w fioletowej bandanie oprzytomniał na tyle żeby zorientować się w sytuacji.

-Leo, nie rób tego.

Wyszeptał słabo.

-Cisza.

Silio potrząsnął nim lekko. Dwaj bracia obserwowali z tyłu poczynania ich dowódcy. Najwyraźniej mają zaufanie do niego i do jego decyzji bo choć widać było że nie podoba im się ten pomysł, stali w ciszy. Przypięłam sobie oba miecze do pasa.

-Podejdź tutaj.

Żółw spokojnie podszedł, a ja chwyciłam go za ramię. Lekkim ruchem głowy wskazałam na stojących z tyłu mutantów, każąc Siliemu wypuścić trzymanego więźnia. Szybkim krokiem podeszli, wzięli brata i znów odsunęli się w cień. Obróciłam Leonarda przodem do siebie i zaczęłam związywać mu ręce.

-Nie rozumiem twojej decyzji.

Powiedziałam cicho, aby nikt tego nie usłyszał. Żółw uśmiechnął się lekko.

-Może nie miałaś dla kogo takiej podjąć.

Odpowiedział równie cicho. Ciekawy punkt widzenia. Związawszy mu nadgarstki liną, ponownie chwyciłam go za ramię i mocnym naciskiem zmusiłam do uklęknięcia przodem do swych towarzyszy.
 Nagle nastąpił wybuch.
Ze sklepienia posypał się tynk i kamienie. Rhwelt rzucił do mnie świstoklik, mówiąc :

-Kate, łap i uciekaj!

Ostatnie słowo wykrzyczał bo drugi, potężniejszy wybuch wstrząsnął lochami. Chwyciłam świstoklik który zajaśniał niebieskim światłem. Obraz przed moimi oczami zmienił się w rozmazaną smugę : czerwony kapelusz Siliego, zieleń żółwi i srebrny ślad noża którym Szef rzucił w moją stronę, najwyraźniej myśląc że uciekam. Poczułam nagły ból w ramieniu, tuż nad łokciem. Trafił mnie, na szczęście lekko. Głęboka czerń towarzysząca podróżom świstoklikiem pochłonęła mnie i żółwia którego mocno trzymałam za ramię, przenosząc nas między wymiarami które śmigały przed moimi oczyma. Nagle wszystko się skończyło, a stały grunt uderzył mnie boleśnie w stopy.
Znajdowaliśmy się na zielonych terenach między Araluen a Pictą.

Cdn.

czwartek, 13 lutego 2014

Opowiadanie cz.3

Dwa żółwie stanęły u boku swojego brata. Szepnął coś do nich a ja intuicyjnie odczytałam słowa z ruchu jego warg.

"Zabierzcie go i zmywajmy się stąd. Mamy pół godziny."

Mają pół godziny a potem cała konstrukcja się zawali. Wiem bo Zack sam podłożył bombę. Zastanawia mnie jedynie skąd oni o tym wiedzą.
Szef nadal ze sztucznym uśmiechem pokazał mi jeden z naszych znaków za plecami.

"Walcz"

Przekroczyłam leżącego i stanęłam przed nim z założonymi rękami uniemożliwiając dwóm żółwiom podejście do niego. Ich Lider zmarszczył brwi.

-Co to ma znaczyć?

zwrócił się do Szefa który z uśmiechem wyginającym jego twarz w nieruchomą maskę odpowiedział 

-Owszem obiecałem że wypuszczę twych braci... ale nie mówiłem że wszystkich. Ten na razie zostanie z nami, aby upewnić się czy nie będziecie próbować odzysssskać kamienia.

Mutanci spojrzeli po sobie krótko a ja ujrzałam w tych spojrzeniach błysk porozumienia. Będą walczyć. Ale Szef nic nie zauważył. Tym lepiej dla mnie.

Nagle zaatakowali.

Cdn.

czwartek, 30 stycznia 2014

Opowiadanie cz.2

Szef zatarł ręce.
-Kate, sprawdź czy ta pokraka - Wskazał na leżącego mutanta i zawiesił efektownie głos. -jeszcze żyje.
Pochyliłam się nad żółwiem i sprawdziłam tętno. Było słabe ale wyczuwalne.

-Żyje - oświadczyłam krótko.

Przywódca skrzywił się z udanym niezadowoleniem.

-Ale - odwrócił się do żółwia w niebieskiej bandanie - to może się zmienić w każdej chwili. Pogódź się z tym. Wygraliśmy. Masz jeszcze szansę ocalić swych braci, jeśli tylko oddasz mi teraz kamień to puścimy ich wolno. Jeśli nie... cóż... mamy jeszcze parę sposobów aby zadać ból...

Mutant zagryzł mocno wargę. Musi teraz wybrać. Chwila niepokojącego milczenia....

-Wygrałeś - Odezwał się zrezygnowanym głosem.- Uwolnij ich.

-Najpierw klejnot.

Żółw postąpił dwa kroki do przodu i położył kamień na wyciągniętej ręce Szefa.

-Dobrze - Zachichotał - Silietta, Rhwelt puśćcie ich. A ty Wright zaczekaj chwileczkę.

Nie cierpię kiedy mówi takim tonem. To zawsze oznacza że udało mu się kogoś okłamać.
CDN.




Opowiadanie cz.1

-Trzy,dwa,...jeden,...już!

Na sygnał Szefa zeskoczyliśmy z rur. Rhwelt rzucił granaty dymne, a każdy z nas podbiegł do jednego mutanta. Przytrzymałam swojego mocno i odciągnęłam go na skraj platformy. Chwytając za jego maskę odciągnęłam mu głowę do tyłu, jednocześnie przykładając mu sztylet do gardła.

-A teraz - odezwał się cicho Szef - oddaj kamień a twoim towarzyszom nic sssię nie sssstanie.

Niemalże wysyczał dwa ostatnie słowa. Zmutowany żółw w niebieskiej bandanie milczał.

-Wright pokaż naszemu gościowi że nie żartujmy.

Przycisnęłam mocniej nóż do gardła trzymanego przeze mnie mutanta. Ostrze przebiło skórę, a po jego szyi spłynęła mała kropla krwi. Żółw szarpnął się w moim uścisku. Szef oblizał nerwowo wargi i z uśmiechem skinął głową. Mam kontynuować. Zmieniłam chwyt. Schowałam nóż i jedną ręką przytrzymując mu nadgarstki, drugą nacisnęłam jeden z Punktów Bólu na jego szyi. Mutant napiął wszystkie mięśnie i przygryzł mocno wargę. Próbował zatrzymać ciągle narastający ból. Znów szarpnął się mając najwyraźniej nadzieję że mnie zaskoczy, ale ja trzymałam go w żelaznym uścisku. Spojrzałam dyskretnie na żółwia stojącego na środku. W jego oczach widniał ból i niepewność. Niedługo się złamie i odda Łowcom klejnot. Nie chce żeby jego brat cierpiał. Szef kiwnął głową po raz drugi. Przez sekundę zastanawiałam się czy warto. Potem nacisnęłam mocniej. Zakładnik wbił sobie mocno paznokcie w dłoń żeby nie krzyknąć. W oczach zbierały mu się powoli łzy. Całe jego ciało drżało.

-Myślę że ten ma już dossssyć.

Puściłam mutanta który upadł z głuchym łomotem na podłogę. Zaraz próbował wstać ale mocnym kopniakiem posłałam go z powrotem na posadzkę. Tym razem leżał spokojnie i tylko jego nieregularny,chrapliwy oddech zdradzał że był przed chwilą torturowany.
CDN.