wtorek, 18 lutego 2014

Opowiadanie cz.4

Zaatakowali.
Ale zanim jeszcze zdążyli dobiec do pierwszego człowieka z bandy, okręciłam się i klękając na jedno kolano, chwyciłam ponownie żółwia leżącego przy mnie jednocześnie przystawiając mu nóż do gardła.

-Tylko się zbliżcie, a on zginie! - warknęłam.

W jednej sekundzie znieruchomieli i odsunęli się do tyłu. Został tylko ich przywódca.
Szef spoglądał przez chwilę zdumiony, to na mnie, to na mutanta w niebieskiej bandanie. Patrzyłam zimno w oczy żółwia. Wie że nie żartuję, i zrobię to co mówię, nawet się nie wahając. Po chwili odezwał się :

-Weź mnie.

Zmarszczyłam brwi. On chyba nie wie co robi. Powtórzył z większym naciskiem :

-Weź mnie zamiast niego.

Szef w jednej chwili otrząsnął się ze zdziwienia. Na jego twarzy ponownie pojawił się chytry uśmiech.

-Dobrze, świetnie! Kate?

Kiwnęłam palcem na Silia. Podszedł do mnie i przejął z moich rąk żółwia. Wyciągnął swój sztylet, nie przystawiając go do krtani więźnia, jednak cały czas trzymając go w gotowości do śmiertelnego ciosu.

-Oddaj mi swoją broń.

Zwróciłam się do mutanta stojącego na środku. Odpiął ze swojej skorupy dwie katany, i rzucił je do mnie. Złapałam obie jedną ręką. Żółw w fioletowej bandanie oprzytomniał na tyle żeby zorientować się w sytuacji.

-Leo, nie rób tego.

Wyszeptał słabo.

-Cisza.

Silio potrząsnął nim lekko. Dwaj bracia obserwowali z tyłu poczynania ich dowódcy. Najwyraźniej mają zaufanie do niego i do jego decyzji bo choć widać było że nie podoba im się ten pomysł, stali w ciszy. Przypięłam sobie oba miecze do pasa.

-Podejdź tutaj.

Żółw spokojnie podszedł, a ja chwyciłam go za ramię. Lekkim ruchem głowy wskazałam na stojących z tyłu mutantów, każąc Siliemu wypuścić trzymanego więźnia. Szybkim krokiem podeszli, wzięli brata i znów odsunęli się w cień. Obróciłam Leonarda przodem do siebie i zaczęłam związywać mu ręce.

-Nie rozumiem twojej decyzji.

Powiedziałam cicho, aby nikt tego nie usłyszał. Żółw uśmiechnął się lekko.

-Może nie miałaś dla kogo takiej podjąć.

Odpowiedział równie cicho. Ciekawy punkt widzenia. Związawszy mu nadgarstki liną, ponownie chwyciłam go za ramię i mocnym naciskiem zmusiłam do uklęknięcia przodem do swych towarzyszy.
 Nagle nastąpił wybuch.
Ze sklepienia posypał się tynk i kamienie. Rhwelt rzucił do mnie świstoklik, mówiąc :

-Kate, łap i uciekaj!

Ostatnie słowo wykrzyczał bo drugi, potężniejszy wybuch wstrząsnął lochami. Chwyciłam świstoklik który zajaśniał niebieskim światłem. Obraz przed moimi oczami zmienił się w rozmazaną smugę : czerwony kapelusz Siliego, zieleń żółwi i srebrny ślad noża którym Szef rzucił w moją stronę, najwyraźniej myśląc że uciekam. Poczułam nagły ból w ramieniu, tuż nad łokciem. Trafił mnie, na szczęście lekko. Głęboka czerń towarzysząca podróżom świstoklikiem pochłonęła mnie i żółwia którego mocno trzymałam za ramię, przenosząc nas między wymiarami które śmigały przed moimi oczyma. Nagle wszystko się skończyło, a stały grunt uderzył mnie boleśnie w stopy.
Znajdowaliśmy się na zielonych terenach między Araluen a Pictą.

Cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz